niedziela, 28 kwietnia 2013

PROM

Wczoraj moja szkoła miała zorganizowany prom.
prom - studniówka, na którą mogą iść juniorzy i seniorzy. Jednak młodsze roczniki tzn; freshmen i sophemores też mają szanse pójść, jeśli zostaną zaproszeni przez jakiegoś upper-classmen. Prom składa się z kilku etapów.

Etap pierwszy - SZAŁ BO PROM ZA MIESIĄC, więc wszystkie dziewczęta rozpoczynają łowy na sukienki. Korzystają z salonów ślubnych, specjalnych sklepów z kreacjami wieczorowymi, stron internetowych typu: www.promgirl.com lub szukają szczęścia w galeriach handlowych w asortymencie Macy's i innych takich sklepów. Ceny tych sukienek są z kosmosu. Średnia cena to $200, która jest uznawana za WZGLĘDNĄ, nie drogą. Niektóre dziewczyny miały też sukienki za $400 lub więcej.
Dużo moich koleżanek zgadza się jednak z tym, że to głupota kupować tak drogie sukienki na jeden raz więc korzystają z usług prom-wypożyczalni lub po prostu pożyczają ją od kogoś kto jest graduated i miał ją na sobie kilka lat temu. Między innymi Bridgette poniżej.
Ja swoją kupiłam za.. $34 w Forever 21! Jest to zasługa Zosi, która ją znalazła któregoś dnia podczas zwyczajnych zakupów. Nigdy bym nie pomyślała, że znajdę tam sukienkę na prom, a tu proszę! Wygląda praktycznie tak samo jak jedna, którą przymierzałam w Las Vegas za jakieś $400, ta jest do tego wygodniejsza i lepiej się ułożyła. Buty także tam kupiłam, jednak miałam je na sobie bardzo krótko bo to męczarnia i założyłam balerinki. Większość dziewczyn bawiła się na boska czy też w klapkach.

Etap drugi - mam już (lub jeszcze nie ) sukienkę, to teraz potrzebuje kogoś z kim mogę iść na prom. Czyli tak zwanej - date. Nawet jeśli jest oczywiste to, z kim idziesz bo na przykład jesteś z tą osobą od roku to i tak nie obejdziesię bez 'pytania'. Chłopców zadanie jest zapytać dzieczyny czy chciała by z nim iść na prom.
Nie pytają się tak po prostu - zawsze pomysło, śmiesznie czy uroczo. Np: chłopak mojej koleżanki pomazał się na brzuchu i klatce piersiowej kolorowymi markerami "PROM?" i stał przed drzwiami jej klasy po dzwonku, także wszyscy go widzieli. No niezły to był widok. Mason ułożył mi bardzo duży napis PROM na podłodze w salonie z malutkich świeczek jak mnie tam nie było. Miał zamiar zrobić to na podjeżdzie dużo dużo większe, ale było bardzo wietrznie i nie dało rady. Nie wyobrażam sobie jak miałby to zrobić jeszcze większe, bo i tak było bardzo duże.

Etap trzeci - moja 'randka' musi do mnie pasować swoim tuxido i kamizelką. Czyli teraz kolej chłopaków na promowe zakupy. Oni jednak mają łatwiej. Nie muszą tego kupować, tylko to wypożyczają. Np z Men's wearhouse. Płacą za wszystko średnio $100 i dzień po promie muszą oddać. Wliczone w to jest wszystko, łącznie z butami i krawatem czy muszką.

Etap czwarty - planowanie transportu i obiadu. My pojechaliśmy w 19 osób limuzyną, która kosztowała nas $480 za w tą i z powrotem z promu. Rodzice Kassy zapłacili 240, a my wszyscy się złożyliśmy na kolejne $240. Na obiad wybraliśmy jakieś BBQ miejsce, które całe było specialnie dla nas wynajęte. Każdy planuje to na własną rękę lub grupą. To nie jest organizowane przez szkołę.
Etap piąty - no w końcu prom, czyli wydarzenie na które wydaliśmy miliony (sama wejściowka kosztuje $50) i będziemy tam tylko kilka godzin bo potem melanż.

Także najedzeni po obiedzie jedziemy w naszym gangsterkim limo do miejsca w którym jest nasza studniówka. Rozglądamy się po parkingu i widzimy, że mamy największą brykę więc jakaż to duma nas zżera. Wychodzimy niczym najprawdziwsze gwiazdy holiłudu i kierujemy się do wejścia. Przy drzwiach wita nas cała dyrekcja i pyta się skąd wytrzasnęliśmy naszą furę. Do tego jesteśmy komplementowani na prawo i lewo. Mi tam się podoba. Po odhaczeniu się na liście gości głosujemy na króla i królową promu, wrzucamy nasze głosy do wielkiej kuli i wchodzimy.

Wszyscy bawili się super, tancerze pierwsza klasa. Nawet nie żartuje, nie można było się czasem dopchać na parkiet. To było super.
Mamy all inclusive picie i jedzenie, do tego także upominek.

Przez picie - nie mam na myśli alkoholu. Bo tego bardzo pilnują po tym jak rocznik mojego host brata praktycznie cały pojawił się pijany i ludzie zgonowali na podłodze.

Po promie jest czas na after party. To była całkiem śmieszna sytuacja.. Mianowicie moi koledzy się pokłocili bo oboje robili imprezę i chcieli jak najwięcej ludzi mieć u siebie. Był to Austin (tak ten) i Wyatt. Z góry mieliśmy zaplanowane, że idziemy do Wyatta - razem z Austinem, ale Wyatt nie chiał zaprosić Austina dziewczyny.. (ha-ha) bo ona nie zna umiaru i zawsze umiera więc ten postanowił zrobić swoją własną imprezę. Nadal nie wiem jak mu to wyszło.

Także podsumowując, wczorajszy dzień, wieczór i noc bardzo miło spędziłam. Jest tylko jeden minus.. Odliczanie 'tylko do promu' się skónczyło. Mamy jeszcze 30 dni szkoły.
Teraz będziemy wyczekiwać 'senior trip'.

Buziaki! :)
W najstępnym poście opiszę Community Colleges. No i w końcu uzupełnie do Las Vegas!

Mason, Tonny (graduated ZARĘCZONY do Bridgette - senior)



Brian - nasza szkolna radiowa gwiazda. kocham go nad życie, Brianna (bliźniaczka  Bridgette), Mason



Kellen i Kassy <3 najbardziej uroczy ludzie świata

nasze limo

Lucas ( z brazylii ) i Tori. Kocham ich oboje bardzo. Oni mają na sobie największe crush świata, ale nie mogą z tym nic zrobić..) kochani



Shianna <3
NIE WIEM CZEMU TE ZDJĘCIE SIĘ NIE OBRACAJĄ JAK JE OBRACAM GOD DAMN IT

no i w końcu czas na imprezę. Czyli droga do Wyatta

limo

Jimmy, Shianna i Omi <3
Nie miałam na sobie swoich butów i jeszcze stałam w dołku i wyglądam jakbym miała metr 30 haha

Jimmy <3 hdad

NO I MELANŻ. Byłam z Mason undefeated w beer pong. Trzy wygrane MECZE z rzędu. Mason w końcu zaczął dotrzymywać mi poziomu! ;) Joe nawet spytał czy będę jego celebrity shot - oczywiście, że tak ( no i nie trafiłam w kubek )


Brian się oczywiście skompał w basenie w środku nocy. Wyatt nie chciał mu dać ręcznika więc on po prostu sobię 'schną' boże ja bym zamarła. I jeszcze dał mi swoją bluzę - wg mnie na zawsze, ale tylko według mnie. - Nie no, dzisiaj rano nawet mu ją oddałam a on się spytał czemu to robię bo przecież mi ją dał na zawsze <3

Dzisiaj rano zjedliśy na śniadanie Taco Bell i pączki :)


później jeszcze dodam profesjonalne zdjęcia :)

wtorek, 23 kwietnia 2013

GED = papa maturo

Dostałam wczoraj mój certyfikat GED. Polecam wszystkim exchange studentom napisać te testy ponieważ zwolnią Cię one z polskiej matury, a jak dla mnie wcale trudne nie były. Do tego możesz z nimi aplikować na studia w USA bez kończenia liceum. Naprawdę dobrze zainwestowane $175. Niestety w Ameryce żadna edukacja nie jest za darmo, za każdy test płacisz. Jeżeli nie zdasz jakiejś poszczególnej sekcji, przynajmniej w stanie Kalifornia, możesz do nich podejść jeszcze raz przy dodatkowej opłacie $25.
W CA, aby móc napisać GED trzeba być rezydentem Kalifornii - a ja najwyraźniej nim tymczasowo jestem. Oczywiście nie mam kalifornijskiego ID (dowodu) ale pokazałam im jakieś zaadresowane do mnie listy z banków, collegów czy mojej sieci komórkowej AT&T. To udowodniło im, że rzeczywiście tutaj mieszkam. Do tego był również potrzebny paszport z visą. Jeśli nie ukończyłeś swojej edukacji w high school, (a będąc exchange studentem tego nie zrobiłeś) musisz mieć 18 lat. Jeśli rzuciłeś szkołę z jakiegoś powodu, nie musisz mieć 18 lat.
Ale jeszcze raz powtarzam, że informacje, które teraz podałam dotyczą tylko stanu Kalifornia. W USA każdy stan ma prawo mieć inne.. prawo ;) Więc polecam po prostu wygooglować jak to działa tam gdzie jesteście/będziecie. A jeśli nie znajdziecie potrzebnym wam informacji to chętnie pomogę. Tyle się naszukałam i nadzwoniłam, że powinno mi się udać pomóc.

Pozdrawiam i trzymam kciuki :*



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Studia w USA

Czasami mam wrażenie, że nikogo nie obchodzi co faktycznie dzieje się 'u mnie', bo pod każdą notką zadajecie te same pytania ;)

Czy kiedykolwiek któreś z was moi kochani czytelnicy odwiedzili zakładkę, która wisi na moim blogu od samego początku jego istnienia po prawej stronie? "Steps that I took to get into US college" tutaj chłopak, który był na wymianie w moim high school wyjaśnił krok po kroku jak dostał się tutaj na studia.
Co prawda jest to po angielsku, ale to nie powinno być przeszkodą dla osoby, która aspiruje by tutaj studiować :)

Ja będąc tutaj od razu wiedziałam, że będę próbować pójść na studia w USA. Bo w końcu nauka w amerykańskim liceum to najlepsza dla tego szansa.

Zaczęłam już w Polscę, od googlowania czego się da na ten temat. Dowiedziałam się, że na pewno będę musiała napisać egzamin GED, or ACT lub SAT + SAT Subjects Tests jeśli chcesz iść od razu na 4 letnie studia. Potrzebny jest również test TOEFL jako dowód tego, że język angielski nie jest Ci obcy i dasz radę uczyć się swobodnie go używając. To jedyny test, którego nie napisałam - i mam szczerą nadzieje, że nie będę musiała bo mi się już serdecznie nie chcę ich pisać.

GED - jest to odpowiednik High School Diploma, który dostaje się będąc Seniorem w amerykańskim liceum po otrzymaniu odpowiedniej ilości kredytów, które zbiera się przez całe 4 lata nauki tam. Kwintesencją ukończenia szkoły jest tak zwane Graduation, czyli ta cała uroczystość wręczania dyplomów. Moja jest 12 czerwca i nie mogę się już doczekać, bo mimo, że nie dostanę diploma to i tak mogę wziąć w niej udział i też coś tam otrzymam.
Napisałam to podczas mojej Spring Break i zajęło mi to 2 dni. Zabrakło mi jakiś 2 pytań poprawnie, aby napisać to with honors więc jak widać TO NIE JEST TRUDNE ANI TROCHĘ. Jestem trochę na siebie zła bo te dwa pytania prawdopodobnie mi poszły podczas partii Social Studies na której  o mało co nie zemdlałam z głodu i bólu głowy. Polecam się najeść przed takowymi testami bo jak widać jedno czy dwa pytania robią różnicę. Jednak zdanie tego with honors nic nie zmienia, możesz się tylko czuć mądrzej, bo uczelni nie obchodzi jak dobrze to napisałeś, ich obchodzi tylko i wyłącznie to czy to zdałeś.
Zapłaciłam za to $175.

SAT - to według mnie najgorsza mordęga świata. Trwa to nieskończenie długo i pod koniec już nie widzisz na oczy, a musisz ciągle czytać. CIĄGLE. Trwa to jakoś 3 godziny i 30 minut, ale z przerwami po każdej sekcji to zajmuje to jakieś 4 godziny. Bardzo nienawidzę tego testu. Jak dla mnie był trudny, ale jak ktoś lubi  ścigać się z czasem i przy tym jeszcze czytać, pisać i liczyć to polecam. Amerykanie piszą to po 2-3 razy, żeby im to jakoś wyszło. Do tego nie wspomnę to ilości vocabulary - słówek, jaką trzeba opanować przed podejściem do niego... Ja, mówiąc z ręką na sercu, pisząc go zgadywałam w większości przypadków jeśli chodzi o słówka. Tutaj nikt się do tego nie uczy. Słówek też nie znają.
Miałam average score..
SATII + Subject Tests nie pisałam bo to była ostatnia rzecz jaką miałam ochotę zrobić, ale zamiast tego napisałam ACT.
Koszt: $50 + jakieś dodatki, np za wyniki!

ACT + Writing - zamiennik SATów, który gorąco polecam. Według mnie jest prostszy. Niestety tak samo długi i męczący. Sekcja + writing nie jest wymagana, ale jeśli nie piszesz SAT w ogóle, lub nie chcesz pisać Subject Tests, to.. JEST wymagana ;) Niestety wydaje mi się, że można to tylko napisać będąc w USA, nie da się za granicą. Plusem SATów jest to, że można to napisać praktycznie wszędzie na świecie.
Cena: $60

TOEFL - test sprawdzający Twoją umiejętność posługiwania się językiem angielskim. Nic o tym nie wiem i nie chcę wiedzieć :P Ale słyszałam, że nie jest aż tak trudny. Plusem napisania ACTu jest to, że jak dostaniesz min. 20 pkt z angielskiego to niektóre college nie wymagają TOEFLa, ja tyle dostałam więc mam nadzieje, że mi się uda. Nadal czekam na odpowiedź.

Jak już masz za sobą te wszystkie testy możesz zacząć rejestracje na college. W sumie to najlepiej zacząć wcześniej. Ja używałam do tego : CommonApp , która działa na takiej zasadzie, że masz spisy wszystkich 4 letnich collegy w USA i składasz do wszystkich taką samą aplikację + jakieś dodatkowe do poszczególnych jeśli sobie tego życzą.

Ja zarejestrowałam się tylko na 3 z racji tego, że nie stać mnie aby od razu pójść tu na 4 letnie studia. A dostanie stupendium będąc exchange studentem jest praktycznie niemożliwe. Musisz mieć oceny jak z bajki nie tylko w ostatniej klasie, ale przez  wszystkie swoje lata nauki w liceum. Dodatkowo uprawiać jakiś sport, być w różnych klubach, robić jakieś prace dodatkowe, wolontariat.. I do tego, mówiąc 'praktycznie niemożliwe' miałam na myśli to, że można się ubiegać o NEED-BASED scholarships, ale takowe proponują tylko te najlepsze college jak Harvard, Stanford, Columbia itp... także tak.

Tańszą opcją, którą wybiera ogrom amerykańskich nastolatków jest City College/Junior College/Community College - to wszystko to samo. Idzie się tam na minimum 2 lata i potem przenosi się do 4 letniego. Jest to dużo tańsza inwestycja, po której na studia magisterskie idziesz tylko na 2 lata.

Struktura Studiów w USA < tutaj jest wyjaśnione jak to wszystko działa.

Jak już mówiłam, ja zdecydowałam się na SBCC, jako, że jest to bardzo dobry city college. Jest to #1 jeśli chodzi o transvers - czyli to przenoszenie się do uniwersytetów. Do tego jest w pięknej Santa Barbara.

mapa kampusu - dobrze widzicie, ma własną plaże.( zdjęcia kampusu )

Aby dostać się do tego 2 letniego collegu wymagana jest jedynie matura (może być nawet i polska!) /GED oraz TOEFL. Także SATy i ACTy można odhaczyć z listy na 2 lata. Później jednak trzeba i tak to napisać.. - jeśli chce się kontynuować studia.

Co do tych community college to jest też różnie, niektóre są słabe, a niektóre oferują ogromy! Jak np SBCC. Najlepszą rzeczą jest to, że tam również można dostać scholarships! Ale chyba tylko jak jesteś obywatelem.. Ale nawet jak nie, to można będąc już tam ubiegać się o Financial Aid - pomoc finansową lub także pracę na kampusie. Ja mam zamiar to zrobić, bo nie aplikowałam o żadne stypednia oprócz Need-Based, jak jeszcze miałam plan iść do 4 letniego od razu. Także na pytanie zadawane mi NAJCZĘŚCIEJ, które brzmi - Czy dostaniesz stypendium, czy płacisz sama na studia odpowiadam:

Dzięki mojej najwspaniajszej mamie na świecie, która wychowując mnie sama ( i chyba robiąc niezłą robotę ;)) i jest ogromnie zaangażowana w moją edukację, która robi wszystko by tylko zapewnić mi dobrą przyszłość (zaczynając od bycia exchange studentem), i która trzyma za mnie największe kciuki jakie można utrzymać i pomaga mi w każdy możliwy sposób mimo, że od razu mówię - od bycia bogatym nam bardzo daleko (!) mam możliwość studiować u USA i za to zapłacić.
Jak już się zorientuje co i jak to oczywiście znajdę pracę i ją odciążę od płacenia fees. Ale jak na razie jestem jej niesamowicie za to wdzięczna. Bo nie każdy ma taką szanse.

Patrząc na to realnie, pieniądze zawsze w taki czy inny sposób wydamy, a inwestycja w edukacje jest jak na razie najbardziej opłacalną się inwestycją. Także jeśli macie jakieś marzenia, dążcie do nich, proszę, i pamiętajcie, że nic nie jest niemożliwe. Ja 2 lata temu jakby ktoś mi powiedział, że mogę studiować w Santa Barbara nie kończąc nawet polskiego liceum zaśmiałabym mu się w twarz i kupowała Vademecum z każdego przedmioty, który bym zdawała na maturze.

Think outside the box - to moja największa rada dla wszystkich. Nie musisz robić tego co robią wszyscy. Może nie koniecznie zostałeś stworzony w sposób taki, w jaki musisz funkcjonować w danym Ci systemie.
Jeśli tak to cudownie - bardzo Ci zazdroszczę! Daj z siebie wszystko i później czekaj na efekty, które na pewną będą ekwiwalentne do wysiłku jaki włożyłeś by je osiągnąć.

Jeśli nie - świat czeka. Jeśli mi nie wierzysz podam kilka przykładów. Jeden z moim kolegów rzucił studia w warszawie i pojechał do Hiszpanii pracować jako barman, uczył się i zarabiał pieniądze robiąc co lubi, teraz jest w Anglii, - nie narzeka ani trochę ;) Moja koleżanka z high school skończyła liceum rok temu i na studia nie wybiera się w ogóle. Po graduation wyjechała na kilka miesięcy do Nepalu. Zorientowała się, że ma taką okazje będąc jeszcze w liceum. Nie wiem jak to zadziałało, ale nie zapłaciła za to ani centa. Jest ona z bardzo biednej rodziny. Teraz jest w Meksyku. Jak wróciła z Nepalu była na kilku rozmowach o pracę i wszyscy byli pod dużym wrażeniem tego co zrobiła w Nepalu. Ona jednak postanowiła znów wyjechać. Because she's thinking outside the box. Jej brat dla odmiany (były chłopak mojej host siostry Alissy) jest w 2 letnim collegu i gra tam w koszykówke, co zapewniło mu darmową edukacje tam.
Kolejną osobą, która może was zainspirować jest ktoś bardzo dla mnie ważny, na pewno taki też zostanie jeszcze przez bardzo długo.
Ostatnio zechciał mnie poinformować, że wybiera się do Japonii za dwa tygodnie. Kupił tanie bilety dużo wcześniej i jedzie kręcić filmy. Bo mimo, że jest na warszawskiej politechnice, to wcale nie to czego chce i będzie się starał dostać na filmówkę. Trzymam za niego największe kciuki i baaardzo wierze, że się uda!
Ostatnią osobą na mojej liście inspiracji jest Ola ;) http://american-swiss.blogspot.com/ , mimo, że jej osobiście nie znam jest dla mnie wielkim wzorem do naśladowania. Bardzo dużo osiągnęła i nie potrzebowała na to pieniędzy. Bardzo polecam jej bloga! Jest ona na stypendium w jednym z piękniejszych miejsc jakie widziałam. Pozdrowienia Olu :*

Żaden z podanych wyżej ludzi nie pochodzi z żadnej rodziny Czartoryskich lub innych Donaldów Trampów, a jednak coś robią.

Powodzenia!

The bigger the struggle - the greater the oppurtunity. Believe in yourself, if you don't no one else will have a reason to.





niedziela, 14 kwietnia 2013

SPRING BREAKERS

Ostatnie tygodnie były jak najbardziej szalone, nie mam co to tego wątpliwości. Pierwszą rzeczą jaką bym chciała się z wami podzielić jest fakt, że moja przyjaciółka Zosia do mnie przyleciała na przerwę wiosenną - na 3 tygodnie. Był to czasem produktywnie, czasem wręcz przeciwnie, spędzony czas. Przywiozła mi trochę Polski, za która bardzo tęsknie. Bardzo trudno było się rozstać. W noc jej wylotu płakałam jak największa beksa! Ale już jest dobrze, wydaje mi się, że obie wróciłyśmy do naszej codzienności.

Przyjazd mojej pięknej Zosieńki chyba rozpoczął u mnie ten okres, w którym zaczynam powoli się przygotowywać do powrotu. Jestem more than ready. Pewnie was to dziwi, bo kocham tutaj być, ale wiadomo, będąc nawet w najlepszym miejscu na świecie można w końcu zatęsknić za domem. Mogłabym wrócić nawet dzisiaj, oczywiście, zapłakałabym się na śmierć żegnając się ze wszystkimi tymi ludźmi w których się tutaj zakochałam w przeciągu tak krótkiego czasu, ale nie mówiłabym im Do Widzenia na zawsze. Bo.. wracam tutaj na studia. A dokładniej do Santa Barbara City College: http://www.sbcc.cc.ca.us/ - jeśli wszystko dobrze pójdzie. Trzymajcie kciuki.

Bardzo bardzo tęsknie teraz za domem, za wszystkim co Polskie. Nigdy nie byłam homesick, teraz też nie jestem. Chcę tylko znów zobaczyć wszystkich ludzi, których kocham na żywo - nie przez jakiekolwiek łącza internetowe. To jednak jest różnica.

Bilet powrotny mam kupiony na 7 lub 8 lipca. (zapomniałam) Jeszcze 2 miesiące i 22/3 dni.
Później będę z powrotem w Kalifornii pod koniec sierpnia, bo szkoła mi się zaczyna jakoś w okolicy 27 sierpnia. Kilka dni wcześniej lub później, nie ma jeszcze napisanej daty, a tak się zaczynał semestr jesienny każdego poprzedniego roku.

Ostatnimi czasy bardzo dużo zrozumiałam. Odkryłam? Nauczyłam się.

Misie.. doceńcie to, że możecie być z ludźmi, których kochacie, bo czasami najlepsze co się ma, trzeba zostawić i mieć nadzieje, że kiedyś się wróci do podobnego szczęścia.

( O boże jak bardzo zjadłabym teraz Taco Bell Spicy Buffalo Chicken Burito, ale nawet nie wiecie jak bardzo.......... nie mogę nawet myśleć w tym momencie o niczym innym. Ale jest środek nocy :/ )

Wracając do rzeczy. Zosia! Tak bardzo Cię kocham <3 i mam nadzieje, że powrót do szkoły nie był aż tak przygnębiający.. dzięki Tobie znów umiem się poprawnie wysłowić po polsku.. JAK WIDAĆ :)

Co do Spring Break.. Może po prostu wrzucę zdjęcia? Będzie łatwiej.



TAHOE

nie wiem czemu to sie nie obrocilo ale juz trudno - MY WSZYSCY w Tahoe

ja i Zosia


nap time

adventure time z Austinem - jestesmy teraz w dobrych stosunkach

był szoping


wszędzie te obleśne prom sukienki

w drodzę do SAN FRANCISCOOOO

ja loner w pociągu do SF


SF











PS zdałam mój GED ;)

to moje zaproszenie na prom



byłyśmy nawet w miejscu gdzie mieszkał kiedyś Jimi Hendrix

i na ognisku




to mój nowy kotek

 SANTA CRUZ:














tak sie bałam








Shianna bardzo się ucieszyła z czekolad i je wszystkie zabrała

zabraliśmy Zosię na wycieczkę po okolicy

do Taco Bell :D ( Zosia i grube dolary )

i do szkoły!




zobaczyła nawet Baseball game.. która była taka nudna - przepraszam Zosiu :D
 No i jak się już ta szkoła w końcu skończyła..
SPRIIIIIIIIING BREAAAAAAAAAK time nadszedł. W pierwszy piątek po lekcjach pojechaliśmy w 10 osób do Tahoe do domku letniskowego mojej koleżanki Kassy. Zostaliśmy tam na 3 dni sami i było cudnie.

pierwszy wieczór :)

z Niną ;)
Zosia was kicking ass in Beer Pong!

moja dziewczyna Zosia i Christian

Marina, Zocha, Austin (tak ten) Wyatt
trochę mi zdjęcia poskakały ale mam nadzieje, że się połapiecie gdzie kto co jest!
Buziaki :*