niedziela, 20 lipca 2014

2 lata z dala od domu

Trudno mi pisać po tak długiej przerwie. Dzięki Ci Windows za poprawę pisowni, ze składnią też by mi się pomoc przydała, tak myślę.

Jakiś czas temu kupiłam sobie dziennik, żeby w nim pisać co u mnie ciekawego. Wiecie, że od zawsze miałam milion pamiętników, więc pomyślałam, że co tam będę mieć jeszcze jeden. (Dziennik, nie pamiętnik bo nie mam przecież 13 lat.) Piszę o tym bo ten właśnie dziennik uświadomił mi jaki nieład ja mam w głowie jeśli chodzi o język. Moje wpisy tam czasem zaczynają się po polsku, a kończą po angielsku. Czasem zmieniam język po jednym zdaniu, czasem je w ogóle mieszam ze sobą. Ostatnio jednak góruje angielski, co mnie i smuci i cieszy. W końcu cały ten czas czekałam na moment w którym mój angielski będzie tak biegły, że moje myśli, sny (i wpisy w pamiętniku) będą po angielsku. Smutne jest jednak to, że pisząc po polsku, kaleczę go i układanie ładnych i sensownych zdań w moim ojczystym języku zaczyna mi sprawiać kłopot. Częstsze wpisy na blogu może by w tym pomogły, ale naprawdę ciężko mi sklecić 3 zdania po polsku bez zastanawiania się czy 'na pewno' pisało się razem czy oddzielnie. Pisząc tytuł postu musiałam wygooglować czy 'z dala' to jedno czy dwa słowa.. To mnie trochę dołuje i się poddaje.

Wybaczcie mi zatem jakiekolwiek błędy w dzisiejszym poście, no i zapraszam do czytania!

19 lipca 2012 roku, podekscytowana i przestraszona opuściłam Warszawę, żegnając się ze wszystkim słowami "Do za rok". Po przepłakanej nocy, z uśmiechem jednak przeszłam odprawę na lotniku następnego dnia. Wiedziałam, że tego dnia moje życie się zmieni, ale nie zdawałam sobie jednak sprawy, że na zawsze.

Dzisiaj mijają 2 lata odkąd się wyprowadziłam z Polski. Dużo myślałam o tym przez ostatnie dni i postanowiłam się trochę zreflektować. Znalazłam w internecie "New Years tag" i mimo, że jest środek lipca, a nie nowy rok, to postanowiłam załączyć go w dzisiejszym poście. Zawiera on 20 pytań, na które postaram się szczerze odpowiedzieć. (Źródło > http://www.incourage.me/2010/12/20-questions-for-a-new-years-eve-reflection-2.html)

 1. Co było najlepszą rzeczą, która wydarzyła się w tym roku (w przeciągu dwóch lat) ?
Opuściłam dom jako jedynaczka, teraz dzięki wymianie nie tylko mam dwie najlepsze siostry na świecie, brata, ale także tatę. Dobrze było po 17 latach życia  dostać w końcu kilka ojcowskich rad. Nie wspominając nawet o host mamie Tinie, która traktowała i nadal traktuje mnie jak własną córkę. Miałam dużo szczęścia trafiając na tak wspaniałą host rodzinę i do końca życia będę za to wdzięczna. Te kilka osób jest właśnie tą najlepszą rzeczą która się wydarzyła w przeciągu  dwóch lat. Sama możliwość wzięcia udziału w wymianie oraz zostanie tu na studia byłaby jednak niemożliwa gdyby nie moja mama. Dziękuję. Jestem taką szczęściarą. 


2. Co było najtrudniejszą rzeczą jaka się wydarzyła?
Rozstanie się z rodziną, przyjaciółmi i chłopakiem było na pewno ciężkie. Opuszczenie miejsca w którym mieszkało się całe życie jest wystarczająco trudne, jednak robienie to całkowicie samemu bez ludzi których kochasz i kochają Ciebie jeszcze to utrudnia. Jednak jeśli zależy Ci na ludziach i im zależy na Tobie, nawet gdy ich opuszczasz, to ich nie tracisz. Czasem nawet taka rozłąka jeszcze bardziej zbliża do siebie ludzi.

3. Co przyniosło Ci niespodziewane szczęście? 
- Zmiana, czy zmiany jakie zaszły i zachodzą we mnie sprawiają mi dużo szczęścia. Dzięki studiowaniu w Santa Cruz poznałam tyle niesamowitych ludzi, którzy otworzyli mi oczy na świat bardzo szeroko. Teraz jak myślę o sobie dwa lata temu, nie mogę uwierzyć jak bardzo się myliłam co do niektórych ludzi czy spraw. 
- Ironicznie, przejście przez dość ciężkie zerwanie w tym roku również przyniosło mi dużo szczęścia.
- College przynosi mi mnóstwo szczęścia. Kończąc mój freshman year ze średnią 4.0 (polskie 5.0, czyli same A) rozpierała mnie duma i radość, że ciężka praca faktycznie popłaca.
- Nowe przyjaźnie.
- Plaża i ocean.
- Przyjazd Zosi i mamy.


4. Niespodziewana przeszkoda. 
- Bariera językowa była raczej spodziewaną przeszkodą, która i tak skończyła się dość szybko.
- Brak samochodu był dużą przeszkodą w tym roku, ale dałam rade. Teraz posiadanie samochodu czasami jest jeszcze cięższe! Kto by pomyślał, że uderzę kiedyś w jelenia, będę musiała wydawać ostatnie pieniądze na benzynę, czy szukać parkingu przez godzinę?
- Możliwość pracy tylko na kampusie uczelni. To była katorga, szukanie pracy było jedną z rzeczy, która spędzała mi sen z oczu. (powiek?) Nie spodziewałam się, że będzie to tak trudne. Na szczęście dostałam prace w bibliotece, więc teraz już mogę spać.

5. Trzy słowa które opiszą te dwa lata. 
Dorastanie, zakuwanie, opalanie. (żart jestem blada jak byłam) imprezowanie się jeszcze rymuje.


6. Trzy słowa, którymi Twoja druga połówka opisałaby moje dwa lata.
Jaka druga połówka? Pizzy?


7. Trzy słowa, którymi ta druga połówka opisałaby swoje dwa lata.
Zapewne jako samotne i bardzo smutne ponieważ jeszcze mnie nie poznała. Albo zgubiła.


8. Najlepsze książki jakie w tym roku (dwa lata) przeczytałaś?
Mój podręcznik do Neurologii, The Fault in Our Stars, The Perks of being a Walflower, My Gender Workbook i Soul Communication. 

9. Z kim miałaś najbardziej wartościowe relacje? 
Host rodziną, rodzoną rodziną, przyjaciółmi, współlokatorkami, pizzą.


10. Największa zmiana od Stycznia do Grudnia zeszłego roku? (Niech będzie 2013.)
Mieszkanie samemu od zeszłych wakacji.


11. W jaki sposób się rozwinęłaś emocjonalnie?
Ojej. Dowiedziałam się, że jednak mam serce, bo na chwile wydawało mi się, że nie mam, i że miłość to nic innego jak reakcje zachodzące w naszym mózgu. Z pewnością stężenia serotoniny i dopaminy robią swoje, ale miłość chyba jednak istnieje. Ręki uciąć jeszcze nie dam. I nie mówię o miłości do rodziny czy kota, ale do tej wcześniej wspomnianej drugiej połówki, nie pizzy. Jeśli zerwanie może mną tak poniewierać, że wszystko przestaje mieć sens, to istnieje możliwość na poznania kiedyś kogoś z kim wszystko by ten sens miało.


12. W jaki sposób się rozwinęłaś duchowo?
Rozwinęłam się z największego, skupiającego się jedynie na dowodach nauki niedowiarka do kogoś kto czyta książki o tym jak kontaktować się ze swoją duszą, stara się medytować i ma na telefonie aplikacje z afirmacjami. Co z tego będzie się okaże. 


13. W jaki sposób się rozwinęłaś fizycznie?
Chyba schudłam :/ i urosłam z centymetr. A no i obcięłam 10 cm włosów.. Nic innego mi się nie rozwinęło.

14. W jaki sposób rozwinęły się Twoje relacje z innymi?
Na pewno jestem około 700 razy bardziej tolerancyjna niż byłam przed przyjazdem tutaj. Staram się za to omijać ludzi, którzy wytwarzają (?) negatywną energie i otaczać się tymi, którzy promieniują tą pozytywną. 

15. Co było najprzyjemniejszą częścią Twojej pracy (w pracy i w domu - prace zamienię na szkołę)
W szkole możliwość uczenia się tego co mnie interesuje, poszerzanie moich zainteresowań. (to chyba znaczy to samo) poznawanie nowych ludzi, nowe przyjaźnie - nawet z profesorami. W domu? Mój kot jest najprzyjemniejszą częścią mojego domu, no i moja współlokatorka. 

16. Co było największym wyzwaniem w pracy (szkole) i w domu?
Jeszcze w high school, pamiętam miałam problemy ze zrozumieniem części lekcji, teraz już to na szczęście nie jest problemem. Dużo nauki na studiach też jakoś mnie nie przytłacza, skupiam się na tym, że dobrze mi idzie i mi ciągle dobrze idzie. Jak czasami mi coś nie wyjdzie tak dobrze jakbym chciała to oczywiście jest mi smutno przez chwile, ale motywuje mnie to do cięższej pracy. Nie przyjmuje do wiadomości tego, że mogłabym nie dostać A na koniec roku więc nie dostałam nic innego niż A odkąd miałam B ze statystyki i prawdopodobieństwa w zeszłym semestrze. Nauka mi tak nie przeszkadza, wstawanie rano jednak tak. Co do domu - ojeej. Przez rok mieszkałam z Niną i było super, teraz się wyprowadziła więc przez miesiąc mam pokój dla siebie, za to na miejsce innej współlokatorki z pokoju obok wprowadziła się Caitlin - moja przyjaciółka co jest również super. Problem tkwi na dole domu. Współlokatorka z dołu nieźle potrafi nam działać na nerwy, ale obecnie żyjemy już w zgodzie. Jako takiej. Nie będę nawet wspominać o płaceniu rachunków bo sama myśl o tym przyprawia mnie o ból serca, oraz o tym, że sama wszystko muszę robić i załatwiać te wszystkie dorosłe sprawy. Ale daje radę, nie ma co narzekać.

17. Coś przez co zmarnowałaś najwięcej czasu?
Korki? Kolejki do bufetu? Czekanie na podwózki? Szczerze to ja nie wierze w marnowanie czasu. Wszystko co się dzieje w naszym życiu czegoś nas uczy. No może oprócz korków. Chociaż nawet te uczą nas cierpliwości. Nieudane związki często są traktowane jako zmarnowany czas, ale to też nieprawda. Wszystko czego doświadczamy jest either a blessing or a lesson, co oznacza tyle co, że jeśli coś nam nie wyjdzie, to nas czegoś nauczy. 


18. Jak najlepiej spożytkowałaś swój czas?
Na nauce, ta zawsze popłaca. Jednak czas poświęcony innym, kiedy mogłam pomóc, mimo, że nie dostawałam nic w zamian, a nawet traciłam sprawiał, że czułam się wspaniale. Imprezy to też dobry sposób na spożytkowanie swojego czasu, tak mi się wydaje :) 


19. Najważniejsza rzecz jaką się nauczyłaś.
Ciężka praca się popłaca, tak samo bycie miłym i pomocnym. Także, że co nas definiuje jest to jak traktujemy osoby, które nic dla nas nie mogą zrobić. Nauczyłam się też angielskiego :P i jeździć samochodem, i go tankować (bardzo się tego bałam przez pierwsze tygodnie, nie pytajcie czemu). Tyle innych rzeczy się nauczyłam.. mogłabym pisać bez końca.


20. Opisz te dwa lata w jednym zdaniu.
Przez te dwa lata mojego życia dowiedziałam się tyle o świecie i o sobie, że nie mogę się doczekać na to co przyniosą kolejne lata.
Kyla i Caitlin 

Santa Cruz Boardwalk


UC Berkeley Honors Research Symposium


po obcięciu 10 cm włosów

Graduation Shianny



Rio Del Mar Beach

Coli, Natalia, Shianna, Michel i Anton


Santa Cruz Natural Bridges

Zeszły weekend z Natalia i Shianna

Natalia była tegoroczną exchange studentką w moim high school i się bardzo zaprzyjaźniła z Shianna, jest ze Słowacji.


Zabrałam Shianne na collegową imprezę, to screenshot z Antona story



San Francisco Gay Pride


Jack i Kyla

4th of July
Nina i Caitlin
Nina i Caitlin

wtorek, 25 lutego 2014

Co daje studiowanie za granicą? Czy warto jechać na wymianę?



Podczas gdy mój kot wciska mi się pod pachę, starając się dostać do mojego laptopa i wymusić na mnie odtworzenie jej po raz kolejny filmiku z miałczącymi kotami, co by mogła się na nie gapić i rozmyślać jak się tam znalazły, pomyślałam, że czas na nowy post.

Do rzeczy.

Z punktu widzenia nastolatka, czy rodzica, wymiana licealna lub jakakolwiek forma nauki za granicą ma swoje zalety i wady o których warto wspomnieć. Z punktu widzenia biologiczno-psychologicznego jest ich nawet więcej!

Prawdopodobieństwo, że przeczyłaś dziesiątki postów na różnych blogach poświęcanych wymianie do USA aż w końcu trafiłeś na ten jest przeogromne, a więc postaram się Ci pomóc. :) Dostałam dużo e-maili od was z pytaniem o pomoc przy przekonaniu rodziców by zgodzili się was puścić za granicę do szkoły/ na wymianę. Dużo z was narzeka, że żadne argumenty do nich nie przemawiają więc pozwolę sobie zamieścić swoje. Zacznę od tych gorszych.

Argumenty przeciw:

1.
Tęsknota - Słowo mówi samo za siebie, ale mogę dodać, że nie wszystkich ona męczy jednakowo.

Pierwsze miesiące swojej wymiany przeżyłam w takiej codziennej ekscytacji tym, że jest nowy dzień, że tęsknoty jako takiej nie było wcale. Bardzo mnie to dziwiło i nie dowierzałam w to co się ze mną dzieje (lub bardziej - nie dzieje.)

Jako dziecko, czy nawet nastolatka, tęsknota była jedną z moich słabych stron. Do mamy tęskniłam tak, że było to aż żenujące. A tu proszę, niespodzianka.

Jak teraz o tym myślę to jedyne co przychodzi mi do głowy, oprócz oczywiście faktu, że na początku wszystko jest niesamowicie ekscytujące i nie ma się czasu na tęsknotę, jest racjonalne myślenie, które przynajmniej większości z nas czasem towarzyszy.

Będąc tysiące kilometrów od domu tęsknota wydawała mi się głupotą. Nie mogłam zmienić mojej sytuacji i tego, że co by nie było do domu przez rok nie pojadę. Poco się tyle męczyć żeby wyjechać na wymianę, by potem tęsknić tak, że chcę się wracać? Bez sensu.

Kiedy jednak już zatęsknicie za domem, pomyślcie o tym inaczej. Powtarzałam i będę powtarzać, że tęsknota to nadzieja. Oczekiwanie na to za czym tak tęsknimy owszem boli, ale też motywuje i sprawia, że codziennie rano budzimy się z jakimś tam, lepszym czy gorszym powodem by wstać i przeżyć kolejny dzień.

2. Miejsce pobytu lub ludzie się tam znajdujący nie koniecznie mogą nam pasować.

" -Małe miasteczko nie oferuje tylu atrakcji co duże miasto
-Ciężko jest samemu gdzieś dojechać – trzeba prosić o podwiezienie
-Zasady, sposób żywienia, czy poziom życia u host family mogą się różnić od naszych przyzwyczajeń. " Tą listę argumentów znalazłam na USAADVENTURE

Zgadzam się z tym. Będąc na wymianie masz praktycznie zagwarantowanie mieszkanie w małym mieście. Wady i zalety takiej sytuacji sami znacie. Podwózka - udręka największa, ale da się przeżyć, poważnie. Zasady w każdym domu są inne. Jeśli bardzo nie podoba Ci się sposób życia swojej hostfamily - możesz ją zmienić! Z doświadczenia: Mason gościł exchange studentkę ze Szwajcarii przez kilka miesięcy. Burzliwe życie jego rodziny jej nie odpowiadało i teraz mieszka z kimś innym. Na facebooku wymienców swego czasu toczyła się dyskusja apropo organizacji goszczących i ich podejścia do owych sytuacji. Link do grupy na fb . Moim zdaniem to wszystko zależy od miejsca w którym jesteście. Moja koordynatorka z CHI była bardzo dobra, ale wiem, że inni mają inne doświadczenia z pracownikami CHI.

3. "Przytyjesz" No i nawet jeśli to co z tego? Po powrocie do domu to zgubisz. Większość tego to i tak woda zebrana w organizmie, która jest tam zatrzymana poprzez przesolone potrawy amerykańskie, które sprawiają wrażenie, że puchniesz. Ja nie przytyłam nawet kilograma. Nic specjalnego nie robiłam w tym celu. 

4. Powtarzanie klasy w liceum lub czasochłonne nadrabianie zaległości. Coś za coś. Przygoda życia vs. "rok w plecy" w polskiej szkole - (który otworzy Ci oczy na świat i samego siebie).


5. Cena. Nie każdego na to stać. Istnieją jednak opcje tańsze, lub nawet darmowe - jak stypendia. Po inspiracje czy pomoc zapraszam tu > http://american-swiss.blogspot.com/

Nic więcej nie przychodzi mi go głowy co do wad, które naprawdę są  uciążliwe do tego stopnia, że warto o nich wspomnieć.

Teraz to co bardziej was interesuje, mianowicie,

Argumenty za:
1.  Po pierwsze oczywiście znajomość języka angielskiego,  (która w tych czasach nie jest już plusem, a wymogiem dla waszych przyszłych pracodawców) ZNACZNIE SIĘ POPRAWI. W wielu przypadkach nawet udoskonali, bo zdaję sobie sprawę z tego, że wielu z was jest już na wysokim poziomie tego języka.
Po kilku miesiącach bez problemu będziecie się porozumiewać po angielsku jak mistrzowie.

2. Przygoda życia, której nigdy nie zapomnicie. I uwzględniam tu wszystko co podczas tego roku wywołało uśmiech na waszych twarzach. Czy była to chociażby wyprawa w góry Colorado z grupą ze szkoły, do oceanu podczas Skip Day, znaku Hollywood, czy najwyższego budynku miasta takiego jak NY, nie mógłbyś tego doświadczyć inaczej jak dzięki wymianie. Może jakaś nowa miłość? ;) Albo przyjaźń do końca życia i jeszcze dłużej. Kto wie kogo poznasz! Prom, Football Games, Cheerleaders, pączki czy szejki o najpyszniejszych smakach - typowe amerykańskie oczekiwania będą na Ciebie czekać razem z szafką, której nie da się otworzyć w High School, pełnego nauczycieli których obchodzisz Ty i Twoje życie.

3. Znajomości nie tylko te do końca życia ze swoją host rodziną, ale też te międzynarodowe. Pamiętaj, że będąc na wymianie poznajesz nie tylko amerykaninów, ale także innych exchange studentów. Z tej okazji ja, osobiście znam osoby z najróżniejszych zakątków świata. Począwszy od innych krajów Europy (Portugalia, Włochy, Chechy, Francja...., poprzez południową Amerykę - kolumbijczyków, brazylijczyków, przez samą Azję, jak Tajwan, Mongolia czy Japonia aż po Australię i Nową Zelandię. Uwierzcie mi, to wspaniałe poznać ludzi z kulturą tak odmienną od Twojej.

4. Dojrzejecie. Tutaj nie ma już LAUNDRY FAIRY, sami robicie sobie pranie, płacicie rachunki za telefon, załatwiacie sprawy w banku lub u lekarza. Uczycie się samodzielności.

5. Lepsze rozumienie ludzi, świata. Np, dlaczego w USA nastolatkowie mają obsesje na punkcie mienia chłopaka/dziewczyny? Są "samotni", mają wielu znajomych, ale potrzebują kogoś kto będzie tylko ich. Czy rasizm lub homofobia naprawdę istnieją, czy my to kreujemy? Nasze oczy otwierają się na wiele aspektów życia codziennego o których nie pomyśleliśmy sami z siebie w Polsce, tzn, przynajmniej nie ja.

6.  No i najważniejsze jak dla mnie. MASA nowych możliwości. Począwszy od uprawiania najróżniejszych sportów czy brania udziału w sztuce teatralnej poprzez odkrywanie nowych zainteresowań i pasji, aż po nowe możliwości edukacyjne. 

Ja dzięki wymianie zrozumiałam, że chciałabym studiować procesy zachodzące w mózgu. Udało mi się to dzięki Psychologii i wycieczce do Szpitalu Psychiatrycznego w Napa, Kalifornii.

Postanowiłam zostać tu na studia i przekonać czy to na pewno to, czego chcę. Zawsze wydawało mi się, że przedmioty ścisłe nie są dla mnie. chemia, biologia czy anatomia to był koszmar, którego nigdy nie miałam zamiaru doświadczać w jakiejkolwiek formie z własnej woli.

Wszystko się zmieniło właśnie dzięki wymianie.

Cabrillo College, który przyjął mnie tylko dlatego, że zdałam egzamin GED podczas wymiany uświadomił mi tak wiele.

Obecnie jedne z moich zajęć to Psychologia Biologiczna, inaczej zwana Neurologią Behawioralną.
Bałam się tego kursu histerycznie. Po przejrzeniu książki pamiętam, że złapałam się za głowę i klnełam do siebie przekonana, że na pewno sobie NIE poradzę. Grunt to optymizm, nie?

Właśnie otrzymałam wynik mojego pierwszego egzaminu - A. Quizy również ze średnią A. Dwa lata temu jakby mi ktoś powiedział, że nauka procesów chemicznych zachodzących w najróżniejszych, najmniejszych częściach układu nerwowego będą mi sprawiały frajdę to bym się kłóciła, z pewnością.

Cała ta biologia i chemia której się uczę sprawia mi po prostu przyjemność. Polska szkoła dała mi do zrozumienia, że nie nadaje się do niczego co jest przedmiotem ścisłym. Ja oczywiście sobie nie pomagałam idąc do liceum z raczej humanistycznymi rozszerzeniami lub wiecznym narzekaniem na chemie, fizykę czy matmę, bez specjalnych starań głębszego zrozumienia tego. Wymiana dała mi drugą szansę na odnalezienie tego co mnie interesuje.

Obecnie rozważam aplikowanie do programu radiologicznego w szkole. Radiologist Technican degree prosto z Cabrillo. Da mi to możliwość pracowania jako radiolog tuż po Junior College! Oczywiście, na tym nie poprzestanę. Planuje mój transfer zrobić nie poprzez kierunek Psychologii, jak wcześniej planowałam, a Neurologii. (Tutaj jest opcja szkoły medycznej której boje się bardzo i próbuje ominąć, co się nie uda) - Finalnie zostając neuroradiologiem. Jest to świeży pomyśl, który możliwe, że się zmieni.

Konkludując,

Wymiana nie tylko da Ci możliwość trenowania jako czirliderka czy spaceru po moście Golden Gate, ale także nauczy Cię tak wiele, że sam w to nie uwierzysz. Może również odkryjesz kierunek w którym chcesz podążać w przyszłości?

Z punktu widzenia biologicznego. Stymulacja, "ćwiczenia" mózgu, wiadomo, są ważne. Jak lepiej ćwiczyć lewą półkulę niż poprzez zostanie osobą, która jest dwujęzyczna?! Lewa część mózgu odpowiada za logiczne procesy myślowe, to ta "ścisła" część, która jest również odpowiedzialna za język, mowę. To chyba wiedza ogólna, wiesz to Ty i ja. Ja zgaduję, lub mam nadzieje, że dzięki posługiwaniu się dwoma językami lepiej mi się myśli. Jak już mówiłam, zauważyłam u siebie znaczną poprawę w rozumieniu przedmiotów ścisłych, logiki czy samej matematyki! Tak jak w Polsce w liceum byłam laikiem, który nie przywiązywał znacznej uwagi do tego, czego się uczył, tak tutaj... coś mi się stało i stałam się osobą, która nie jest zadowolona z wyniku egzaminu ponieważ było to 94%, a nie 100. Próbowałam sobie to wytłumaczyć i wszystko zwaliłam na moją lewą półkulę mózgu, może i błędnie. Ważne, że mam winowajcę.

A więc czy warto? WARTO. 

Trzeba jednak pamiętać, że wyjazdy tego typu nie są dla wszystkich. Czy dasz sobie radę z kompromisami życia na obczyźnie wiesz tylko Ty. Nie zawsze będzie kolorowo, Twoje podejście to 80% sukcesu.

niedziela, 2 lutego 2014

Weekend + KONKURS

Cześć kochani :) Witam w Lutym! Czas tak szybko leci! Dopiero co były moje 19-ste urodziny, a tu już Luty! Nowy semestr szkoły trwa i jest jak na razie milion razy lepiej. W końcu mam znajomych...
Z tej okazji w sumie ciągle coś robię, nauki (do wtorku) nie mam więc jeszcze nie wróciłam do mojego stanu kujona.

Tuż przed rozpoczęciem szkoły miałam kilkudniową depresje wywołaną stresem :( No dobra z racji tego, że o depresji się dużo uczyłam to nie mogę nazwać mojej kilkudniowej zawiechy depresją. Było smutno.
Stres był jednak ogromny z racji mojego kujoństwa i szaleństwa z aplikacjami do uniwersytetów.(Halo przecież już jestem na studiach? No jestem, ale w następnym semestrze będę musiała już aplikować na transfer.) Znów będę spędzać miliony godzin w książkach i nie mieć życia. Kto ma czas na życie w tych czasach?

Ja na razie mam i o tym w sumie chciałam do was popisać!

W piątek wstawiłam kilka zdjęć na bloga z plaży. Postanowiłam wypróbować aplikację bloggera na telefon i się udało. Oryginalny post zawierał też tekst, ale po szczególnym przestudiowaniu co ja tam napisałam, stwierdziłam, że nic nie miało tam sensu i puściłam tylko zdjęcia.

Tego dnia po szkole spędziłyśmy wieczór z Niną i Caitlin na plaży koło mieszkania Caitlin. Od mojego domu jest dalej do wody bo mieszkam w lesie. Serio. (Jest fajnie, ale np. teraz się trochę boje bo jestem sama w domu, a wszystkie horrory zawsze dzieją się w miejscach takich jak to.) Wracając do plaży. Plaża jak plaża... nic nowego, nadal przecudowna i super piękna! Chyba nigdy nie przestanę podniecać się palmami..

Potem razem z nowo poznanym kolegą Gabrielem i Niną spędziliśmy upojne 2 godziny w samochodzie na szkolnym parkingu. Czemu? Caitlin miała przesłuchanie do sztuki, które miało zająć 15 minut..... W sumie nie było tak tragicznie, a nawet całkiem śmiesznie.

Po super roadtrip (bez elementu jechania gdzieś) wróciliśmy do mieszkania Caitlin, a następnie z jej współlokatorem Zackiem udaliśmy się do burgerowni nazwanej oryginalnie "Burger".

Oczywiście ja, najśmieszniejsza osoba świata musiałam powiedzieć coś nieśmiesznego do jednego z kelnerów i tak zaczęła się cała zabawa. Oryginalnie to mówiłam to do Zacka, ale kolega niechcący usłyszał.

Skończyło się rozmową typu "Do you hate me? Please don't hate me. Did you spit to my burger?" Powiedział, że tak, nienawidzi mnie i tak, napluł do mojego hamburgera. Nadal nie wiem czy żartował? Hamburgera (nazwanego "the burger") zjadłam i tak. Był pyszny.
Później zmusił mnie bym zjadła trochę jakiegoś ostrego sosu (tylko mnie :c) no i po milionie godzin mówienia nie nie nie w końcu zjadłam.. Way to być asertywnym. Nie był taki tragiczny.

Po zaprzyjaźnieniu sie z owym kelnerem wróciłiśmy do Caitlin, a potem do domu. Spało mi się cudownie.

Wczoraj było ognisko na plaży. Żebym nie musiała opisywać to wyobraźcie sobie ognisko teraz. Już? To teraz to ognisko wyobraźcie sobie na plaży w nocy. Do tego gitarki i bęben i utalentowanych hipisów. Tak było.

Dostałam dzisiaj dużo smsów z informacjami, że ktoś przychodzi poskakać na mojej trampolinie. Najwyraźniej chyba wszystkich wczoraj na to zaprosiłam? Nie ma problemu, wpadajcie.

Teraz leże w łóżku, przede mną książka "Biological Psychology", którą muszę w końcu zacząć czytać.

Okazało się, że teraz jest czas na głosowanie na bloga roku. Trochę jestem w tyle bo nawet nie wiedziałam, że już trzeba głosować i nie wysłałam na siebie miliona smsów. Żart, nie mogę z USA wysłać :( Próbowałam. Także liczę na was!!!

SMS A00962 na numer 7122
Koszt SMS-a wynosi 1,23  
Uwaga! W numerze bloga znak "0" to cyfra zero. Pamiętaj także, aby nie wstawiać w treść SMS-a spacji! 
Dochód z sms-ów zostanie przekazany łódzkiej fundacji Gajusz.

piątek, 24 stycznia 2014

Jak zdać prawo jazdy w USA

Wczoraj, w końcu, udało mi się zdać prawo jazdy! Było to moje drugie podejście. Ogólnie się mówi, że ludzie w USA są przemili, na lewo i prawo uśmiechnięci i nigdy nieuprzejmi. Poczekajcie aż pójdziecie do DMV - Department of Motor Vehicles, czyli miejsca gdzie załatwia się wszelkie samochodowe sprawki!

Oprócz tego, że jeśli nie umówiliście się na wizytę (co polecam) to spędzicie tam cały dzień czekając w kolejce, to ludzie pracujący tam nie są stereotypowo zbyt mili. Urzędasy.
Tak stało się za pierwszym razem gdy po zaledwie miesiącu od posiadania mojej "permit" postanowiłam (pod presją rówieśników) zdać sobie prawko. Moja instruktorka była niemiła i co chwile dawała mi dziwne spojrzenia. Oprócz mówienia mi gdzie mam jechać i co robić, nie zamieniła ze mną słowa.

Standard - pomyślałam sobie. Dlaczego niby miałaby być miła? Taka jej praca, nie płacą jej za zaprzyjaźnianie się ze zdającymi. Not a big deal, spróbuję jeszcze raz potem. Nie obeszła ze mną z tym co zrobiłam źle, czemu tak uważa i jak powinnam to zrobić poprawnie. Dała mi za to papierek z wynikiem i powiedziała, że nie zdałam. Dziękuję, zauważyłam. :)

Wczoraj za to, wspaniała niespodzianka! Zmieniłam DMV bo tak szczerze, bałam się, że znowu trafie na moją milczącą wiedźmę i będzie siara. Pojechałam do innego i to był najlepszy pomysł świata.

Ludzie super mili, nawet pożartowali. Instruktorka przemiła i tym razem rozmowna. I nie, nie chodzi mi to, że gadała sobie ze mną podczas samego testu bo to jest raczej niedozwolone, ale przed, po, czy na światłach nie milczała jak owca. ( Dlaczego się w ogóle mówi milczała jak owca? Tak się mówi? Owce milczą?)

Zdałam, HURA! Jeden gorszy błąd (który zrobiłam kilka razy) i trochę za szybko gdzieś jechałam. Tyle.

Wytłumaczyła mi, że czekając na skręt w lewo (nie ważne, że w lewo, akurat ja jechałam w lewo) tak jakby po środku ulicy, bo z przeciwnego pasa samochody jadą, jadą i jadą, a ja nie mogę się ruszyć, powinnam była mieć kierownice skierowaną prosto. Moja była już lekko skierowana w lewo co było błędem. Gdyby ktoś mnie z tyłu stuknął pojechałabym w lewo, a lepiej jest pojechać prosto. Myślicie sobie DUH! Ale ja np o tym nie wiedziałam. To był mój błąd, napisała mi to w "notes" na papierku, super wytłumaczyła i problem z głowy. Można? można.

Thank God for nice people.

Jeśli zastanawiacie się czemu o tym nie wiedziałam, to a) pewnie zapomniałam z mojej książeczki zasad, albo  tego w ogóle nie przeczytałam. b) nigdy (oprócz pół godziny, o której zaraz napiszę) nie miałam lekcji jazdy. Nie siedziałam w "ELCE" i jedynymi osobami, które uczyły mnie jeździć były moje osoby prywatne, jak np, Mason.

Pan, który już po teście dał mi papierek tymczasowy, że zdałam nawet zażartował, że powinnam go sobie powiesić na lodówce. Ja usłyszałam " w lodówce" i się bardzo dziwiłam o co mu chodziło... Siostra Masona mnie uświadomiła haha :)

Same prawo jazdy kosztowało mnie 40 dolarów. 34 za 3 podejścia do egzaminu pisemnego (zużyłam dwa, za pierwszym razem stwierdziłam, że oj tam poco się uczyć, za drugim przeczytałam książeczkę i pooglądałam filmiki na yt i zdałam z jednym błędem. 6 za drugie podejście do testu praktycznego. Taniocha!

Exchange studenci - zdawajcie tu prawka bo się opłaca.

Jedyny minus całej samochodowej przygody jest to, że nie mam samochodu, a aby zdać tutaj prawko trzeba mieć własny samochód w którym go zdajecie.


Pierwsza myśl - wezmę samochód Masona i tak ciągle nim jeździłam. Nope. Nie mogę bo mu nie działa speedomierz, prędkomierz, licznik prędkości, ta okrągła miarka co mierzy prędkość, nazywajcie to jak chcenie, mnie to w sumie nie obchodzi, wiadomo o co mi chodzi.       <-zarapowałam tu

White'ów samochody za daleko. Rodziców Masona bryki za drogie i się boję, że rozbije, a potem weź to spłać.

A więc jedyne co mi wtedy myśląc zostało to wypożyczenie samochodu. Koszt - $180. I nie zdałam. Za to była ze mną instruktorka jazdy, która mnie trochę pouczyła po oblaniu mojego testu i było fajnie. Oprócz tego, że bardzo sepleniła i słabo ją rozumiałam.

Jak wygląda sam proces zdawania? Łatwo, szybko i wygodnie

- Jeśli masz ukończone 18 lat to ( W KALIFORNII ) wystarczy, że napiszesz test pisemny. Dostajesz permit, z którą legalnie możesz jeździć z kimś kto jest 18+ i ma prawko. Potem jak już czujesz się gotowy, zdajesz egzamin praktyczny i tyle. Nie musisz nawet czekać, możesz się umówić na drugi dzień.

- Jeśli jesteś 16+ robisz to samo z tą różnicą, że potrzebujesz 6 godzin jeżdżenia z instruktorem i "25" godzin teoretycznych lekcji. Mason mówi, że nie pamięta aż tylu? Po otrzymaniu "permit" przez 6 miesięcy musisz jeździć z rodzicem, czy kimkolwiek i ćwiczyć, a następnie take behind the wheel test, czyli zdać prawko. Koszt to $100 za dwie godziny jazdy z instruktorem, lekcje teoretyczne to ok $80 za kursy online, $100 za kursy w klasach. Musisz być 15+ by się zapisać. No i +$34 za testy.

A, no i uwaga. Z uwagi na to, że 99% społeczeństwa amerykańskiego jeździ na automatach, test możesz zdać również na automacie. Nie musisz używać manuala (możesz).

Ja w końcu pożyczyłam samochód siostry Masona, który jest taki sam jak jego, ale wszystko działa. Zawiozła mnie tam z jej małą 3 letnią córeczką i nie musiałam nic płacić :) Dałam jej trochę pieniędzy za benzynę bo jednak inne miasto itp i głupio byłoby nie dać.

Jeśli macie jeszcze jakieś pytania to jak zawsze chętnie odpowiem. Formularz lub komentarz - wasz wybór :)
DMV


Do napisania kochani.

środa, 22 stycznia 2014

Tydzien

Minął już grubo ponad rok od mojego pierwszego postu "Tydzień" na blogu, a ja nadal czuję wszystko to co mi towarzyszyło pisząc go. Ekscytację, strach, smutek, a przede wszystkim ciekawość. Dużo się zmieniło od tamtego czasu. Na pewno dorosłam. Śmieszne, że to mówię, ale  tak mi się zdaje. Muszę być odpowiedzialna za siebie, mieć się na baczności i nie zginąć w tym dziwnym mieście, kraju. Daję rade. Jest dobrze.

Tęsknie, ale nie przeszkadza mi to. Tęsknota boli, ale jest spoko. No to super powiedziałam. "Tęsknota jest spoko"  Tęsknota to nadzieja. Wyczekiwanie. Czasami tęskno nam do czegoś czego jeszcze nawet nie znamy. Na przykład wolności. OD MATUR! lub sesji. Albo zimy. Ja też miałam tutaj zimę przez jakiś czas. Za zimą nie tęsknie.
Tęsknie za to za nartami z dziadkiem, jego żoną i moją przyjaciółko-siostrą Elą. Za śmianiem się z jej niedopasowanego kombinezonu i nazywaniem jej Ronem.

Moja mama przylatuje do mnie za 129 dni. Na reszcie mogę tego nie ukrywać haha! Rok temu, wbrew regułom CHI odwiedziła mnie mama w środku wymiany na ponad 3 tyg. Dużo z was o to pytało, ale nie mogłam głośno o tym mówić. Było super, pojechałyśmy sobie do LA jeszcze z Shiannka i Alissa w moje 18 urodziny. Wydaje się jakby to było wczoraj, a jednak było to ponad rok temu. Czas leci.

Chciałabym wam tutaj bardzo podziękować za obecność. Każde wyświetlenie lub komentarz znaczy baardzo dużo. <3

Aha, przy okazji zapraszam na bloga

http://dayintravel.blogspot.com/

prowadzonego przez moją bratnią duszyczkę. :) Super nowy blog wow wow podróże małe i duże będą tam opisane KROK PO KROKU ;)

Siedzę sobie teraz i myślę jak bardzo nie chce mi się wracać w poniedziałek na uczelnie. W sumie to we wtorek, a no właśnie może wam powiem jak będzie wyglądał mój plan na nowy semestr.

Poniedziałek - nic lub yoga. Nie mogę się zdecydować czy wziąć yogę by mieć powód by rano wstać z łóżka i płacić za transport do szkoły lub nie płacić ani za zajęcia ani transport i nie mieć tego dnia żadnych zajęć. Muszę zacząć się ruszać bo umrę z braku ruchu, ale może po prostu kupie sobie jakąś płyte z fitnessem haha. Bieda.

Wtorek i Czwartek mam to samo - Socjologię, Filozofię i Chemie lub Neurologie Behawioralną. Jestem na liście oczekujących Chemii więc się okaże. Zajęcia od 9 do jakiejś 4 po południu. Nie tak tragicznie.

Środa i Piątek NIC :D

Ale jestem jeszcze zapisana na Historię Sztuki i Personal Health, tylko, że to online classes. W sumie to prawie 17 credits czyli więcej nie mogę wziąć w tym semestrze. Limit. Na samą myśl o historii sztuki chce mi się spać, kto wymyślił to jako wymóg do licencjatu? Na filozofie nie narzekam bo lubię.

Aha no i brawa dla mnie zaliczyłam laboratorium z rysunku. HURA. Wszyscy co Michael z moich zajęć pytał nie zdali, w tym on, więc to super wiadomość. Nie wiem co w tym było trudnego? Gallery viewing lab rzeczywiście brzmi groźnie... (???)

Byłam sobie w Tahoe przez 3 dni, było super pomijać moją wysypkę, która nie schodziła przez cały wyjazd. Wiem, obrzydliwe, ale nie była taka straszna. Już zeszła jakby co. Jest podejrzenie, że mam alergie na moją kicie :((( Oby nie bo to moja kochana najsłodsza kicia, którą taaak bardzo kocham, że czasem ze wzruszenia jak ją przytulam to chce płakać. To chyba instynkt kocierzyński. <<< GAAY

Poza tym były moje urodzinki. 19ste. BLEH. Wolałabym mieć 18 lat forever mimo, że tutaj nadal nie jestem pełnoletnia. Jeszcze tylko 3 lata.......

Dodałabym jakieś zdjęcia, ale to oznacza, że muszę wstać i podłączyć telefon do komputera więc mi się nie chce. :( Macie mojego instagrama, tam relacje z mojego życia 24/7. Serio, mam problem jeśli chodzi o instagram.

Dodatkowo, David z psychologi jest teraz z moją współlokatorką Niną. Obrzydliwe haha! Nie dają mi spać, kocham ich oddzielnie, ale nienawidzę razem. Zabrał nas za to do Monterey Bay parę dni temu wtedy było fajnie i ich nie nienawidziłam. :) Nie wiem czy już wam mówiłam, ale David to ten chłopak który zna się z Masonem od pierwszej klasy a odkryliśmy to po ostatnich naszych zajęciach razem.

Jutro znów zdaje prawo jazdy, oby tym razem mi się udało bo wiocha.

OK, trzymajcie kciuki i ogólnie się trzymajcie,

buziaki i do napisania :*

PS! Dopiero teraz odkrylam na fb folder "OTHER" w wiadomosciach, do ktorego wpadaja wiadomosci od osob, z ktorymi nie jestes znajomymi. Oooops obiecuje, ze odpowiem na wasze wiadomosci najszybciej jak sie da.... Troche ich sie nazbieralo.